czwartek, 17 stycznia 2013

Kiedy zakładałem ten blog grubo ponad 4 miesięce temu, miałem nadzieję regularnie umieszczać w nim opisujące realia moich studiów wpisy. Początkowy zapał okazał się być słomianym, spłonął ogniem gwałtownym i jasnym, acz bardzo krótkotrwałym, grzebiąc pod stertami szarego popiołu resztki chęci do kontynuowania tego przedsięwzięcia. Czy mógłbym się jakoś usprawiedliwić? Zapewne tak, przecież tyle było zajęć, tyle testów, tyle wypełnionych bezproduktywnym wlepianiem oczu w sufit wieczorów... Pozostaje jednak pytanie przed kim i dlaczego miałbym się usprawiedliwiać, wszak tej witryny poza mną i tak nikt nie czyta. Ale! Dość już tej jałowej dyskusji z lustrem. Dlaczego postanowiłem na nowo zając się pisaniem? Przyczyna jest jedna i ma na imię homeopatia.

Nigdy nie wiedziałem na jej temat zbyt wiele poza ogólnikami. Niektórzy mówili, że leki homeopatyczne są wspaniałe o niesamowitych właściwościach i w dodatku nietoksyczne (miracle drug na miarę penicyliny), inni natomiast wieszali psy na każdym kto tylko wspomniał o tej metodzie. Ja sam zawsze odnosiłem się do niej sceptycznie, mając ją po prostu za wyszukaną formę placebo, ot nieszkodliwe narzędzie w ręku lekarza, który chce jakoś uspokoić pacjenta jednocześnie licząc po cichu na korzystny efekt. Moja rodzicielka natomiast uważała, że homeopatia jest w zasadzie czymś w rodzaju ziołolecznictwa i sięgała po leki homeopatyczne, gdy do białej gorączki doprowadzały ją nawracające choroby mojego dzieciństwa. Kiedy w końcu odporność małego chłopca nieco okrzepła i "wyrosłem" z chorób wieku dziecięcego, mama uznała to za niepodważalny sukces metody.  W ostatnim czasie przekonuję się, jak podłym oszustwem jest ta dziedzina "wiedzy" i bez wahania mogę zakwalifikować ją jako pseudonaukę o tej samej wartości co wróżbiarstwo, a jednocześnie jako zbrodniczy proceder praktykowany przez firmy farmaceutyczne, którego celem jest wyciągnięcie od chorych i często zdesperowanych ludzi ostatnich pieniędzy.

Zacznę nietypowo, bo nie od historii powstania homeopatii, a od technologii produkcji stosowanych w niej preparatów.

Homeopatia nakazuje leczyć pacjentów według zasady "similia similibus curantur"- podobne leczyć podobnym. Czyli rozumiem przez to, w swoim zapewne niegodnym pojęcia fenomenu tej oświeconej sztuki umyśle, że jeśli mam na przykład problem z poceniem się, to powinienem stosować odpowiednio przygotowany preparat, zawierający substancję, która to pocenie wywołuje, ale w niesamowicie małym stężeniu. Takie leki mogłyby niekiedy wydać się pacjentom niebezpieczne ( tym bardziej że jednym z powszechnie stosowanych leków w homeopatii jest "Arsenicum Album" co po łacinie oznacza po prostu arszenik, tlenek arsenu, tak: trutkę na szczury). Na szczęście leki homeopatyczne są całkowicie nietoksyczne, bezpieczne i w pełni akceptowane przez organizm. I z tym postulatem homeopatów zgadzam się całkowicie, bez żadnych zastrzeżeń. Dlaczego? Ano przygotujmy taki lek zawierający "Natrum Muriaticum".

Kroplę nasyconego roztworu soli morskiej względnie kuchennej, wszak to ten sam NaCl (po łacinie Natrum Muriaticum) wlewamy do fiolki i dodajemy 9 kropel czystej, najlepiej destylowanej wody. Następnie wstrząsamy fiolkę 1 raz uderzając o otwartą dłoń. Oto preparat o stężeniu 10^-1 (w symbolice homeopatycznej 1D) Najsłabszy z możliwych leków homeopatycznych, gdyż staje się on tym mocniejszy im bardziej jest rozcieńczony.
Następnie z powstałego roztworu pobieramy jedną kroplę, wlewamy do innej fiolki i dodajemy 9 kropli destylowanej wody, a następnie wstrząsamy uderzając o otwartą dłoń 2 razy ( mamy już 2D, shit is getting serious).
Podane czynności powtarzamy, za każdym razem wstrząsając o jeden raz więcej niż poprzednio. Wykonujemy tę pracę tak długo, aż uzyskamy rozcieńczenie 400D czyli 10^-400! Przy tak dużym rozcieńczeniu matematyczne prawdopodobieństwo natrafienia na cząsteczkę substancji aktywnej ( NaCl) w końcu robi się tak małe, że żeby faktycznie ją znaleźć trzeba by mieć roztwór w którym byłoby 10^400 cząsteczek, w tym jedną cząsteczkę poszukiwanej substancji. Roztwór musiałby mieć wtedy objętość większą od obserwowalnego wszechświata ! Co oznacza że od dobrych paru godzin przelewamy z jednej fiolki do kolejnej czystą wodę! Niezawierającą absolutnie żadnej, celowo wprowadzonej uprzednio do roztworu, cząsteczki chlorku sodu.

Cena jednej fiolki, JEDNEJ, "zawierającej" tę cudowną substancję, w ilości 4 gramów, wynosi w aptece 11 zł 19 gr. Wnioski pozostawiam czytelnikowi.

A oto kilka produktów które według homeopatów powinny znaleźć się w każdej domowej apteczce:
Przetłumaczę nazwy dosłownie z łaciny

Aconitum -  Tojad,
Allium cepa - Cebula zwyczajna,
Apis mellifica- Pszczoła miodna!?
Аrgentum nitricum - azotan srebra,
Arnica - Arnika górska,
Arsenicum album - arszenik biały (tlenek arsenu),
Belladonna - Pokrzyk, wilcza jagoda,
Bryonia - parzydełkowiec byronia (meduza),
Calcarea carbonicum - kamień (lub kreda calculus- kamień) węglowa,
Cantharis - Omomiłek szary ( owad),
Chamomilla - Rumianek,
Cimicifuga - Pluskwica ( roślina),
Cocculus - azjatycka roślina z rodziny miesięcznikowatych ( za wikipedią),
Colocynthis - Arbuz,
Eupatorium perfoliatum - Sadziec ( roślina),
Euphrasia - Świetlik ( roślina),
I inne.
Na pierwszy rzut oka wygląda to na interesujący zbiór surowców zielarskich z małymi dodatkami w postaci trucizn lub mineralnych proszków i nie wiedzieć czemu owadów. Jak w pracowni szanującego się alchemika lub średniowiecznego aptekarza. Nie ma się jednak co ekscytować, każda z tych substancji przejdzie podobny proces rozcieńczania, stając się w gruncie rzeczy wodą, alkoholem lub cukrem ( w zależności od tego w czym się ją "zawiesi") Szczerze mówiąc wątpię czy francuskie firmy farmaceutyczne produkujące te specyfiki (BOIRON i LABORATOIRES DOLISOS) w ogóle używają wymienionych substancji. Ja produkowałbym je z resztek surowców przeznaczonych na nośniki normalnych leków, zapewniając sobie dodatkową, łatwą kasę.

W następnym odcinku: Tajemnicze Potrząsanie, Magia w Twoim laboratorium czyli Homeopatyczna Potencjalizacja.

2 komentarze:

  1. O rety ! Slyszalam, ze leki te to nic innego jak placebo. Ale w tym momencie to mnie zatkalo. Doslownie. Patrząc na ceny, tak sławnego 'leku' (nie będę rzucac nazwami) sprzedawanego w postaci granulek, to się załamać można. Troche nie rozumiem, czemu to wszystko dopuszczane jest do sprzedaży. Toż to nic innego jak wielkie oszustwo !
    ~m.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że tak myślisz!

    OdpowiedzUsuń